W niedzielę 2 czerwca 2024r. świętowaliśmy w naszej Wspólnocie parafialnej Złoty Jubileusz Sakramentu Kapłaństwa Księdza Infułata Henryka Kilaczyńskiego. Wdzięczni za wieloletnią posługę w naszej parafii życzymy dostojnemu Jubilatowi obfitości łask i wszelkiego błogosławieństwa Bożego oraz zdrowia i sił na dalsze lata. Polecamy Go też pamięci modlitewnej parafian. Poniżej wywiad z Ks. Infułatem przeprowadzony do naszego biuletynu parafialnego, a na końcu pamiątkowa galeria zdjęć.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
25 maja br. przypadła 50. rocznica święceń kapłańskich (Złoty Jubileusz) Ks. Infułata Henryka Kilaczyńskiego, wieloletniego proboszcza naszej parafii. Z tej okazji zapraszamy Czytelników do wywiadu z Czcigodnym Jubilatem.
Ks. Rafał: Niekiedy mówi się, że pierwszym seminarium jest nasz dom rodzinny. Tam kształtuje się nasze człowieczeństwo, wzrastamy w wierze. Gdybyśmy mieli wrócić teraz do młodzieńczych lat, to jaki był dom Księdza Infułata?
Ks. Infułat: Mój dom rodzinny był pełen wiary i praktyk religijnych. Ważną rolę odgrywała seniorka rodu, babcia – mama mojej mamy. Miałem kochających rodziców i cztery siostry. Trzy z nich bardzo szybko zmarły. Rodziców pożegnałem w latach osiemdziesiątych. Teraz zostałem z rodzeństwa tylko ja i siostra.
W domu nie tylko przekazywano nam wiedzę religijną, ale dużo mówiono i pokazywano jak Pan Bóg działa i jest obecny w historii świata, narodu i naszym osobistym. Szczególnie ważny był udział w Mszach świętych i nabożeństwach. To bardzo mnie zbliżyło do Pana Boga. W domu uczono mnie, że oprócz rozważań typowo ludzkich przede wszystkim trzeba myśleć, co Pan Bóg sądzi i myśli o danej sprawie, czy moim sposobie życia.
Ks. Rafał: Dom rodzinny Księdza Infułata znajdował się w Malborku Kałdowie…
Ks. Infułat: Tak, tam skończyłem Szkołę Podstawową, Liceum zaś w Wadowicach. Wychowałem się naprzeciw Zamku Krzyżackiego. Jako dzieci chodziliśmy do jego ruin i pozostałości, żeby bawić się w wojnę.
Ks. Rafał: Po maturze musiała nastąpić decyzja, co robić dalej w swoim życiu. Czy dla Księdza Infułata była ona oczywista, czy raczej wynikiem długich rozważań?
Ks. Infułat: Jeżeli chodzi o decyzję co dalej była to decyzja dość trudna do podjęcia. Z jednej strony czułem, że Pan Bóg jest dla mnie ważny
i potrzebuje ludzi do pracy, z drugiej strony miałem wątpliwości, czy będę w stanie sprostać tak wzniosłemu powołaniu jak kapłaństwo. Wiele jednak w tym czasie było znaków „z góry”, które wskazywały, że mimo moich wątpliwości, mam pójść drogą kapłaństwa.
Ks. Rafał: Pierwszym wyborem Księdza Infułata nie było jednak Gdańskie Seminarium Duchowne.
Ks. Infułat: To prawda. Zdecydowałem się wstąpić do Zakonu Karmelitów Bosych. Być może to pod wpływem sugestii Księdza Proboszcza z mojej rodzinnej parafii, który wskazywał mi, że tam się odnajdę. Byłem w zakonie cztery lata. Najpierw w Czernej, a potem w Poznaniu, gdzie skończyłem studia filozoficzne. Po ślubach czasowych przeszedłem do seminarium w Gdańsku Oliwie. Podczas formacji w zakonie czytałem wiele książek mistycznych i na podstawie tego doświadczenia chciałem opowiedzieć o Bogu wszystkim ludziom. Bardzo mi zależało, aby jak najwięcej ludzi zrozumiało po co żyje, jaki jest sens ich życia i do czego zostali powołani. Po takim doświadczeniu rozważyłem, że w zakonie nie będę miał takich możliwości głoszenia nauki Bożej ludziom i stąd moja decyzja o przejściu do diecezji.
Ks. Rafał: Seminarium trwa sześć lat. Ilu było kandydatów na Księdza roku, a ilu zostało wyświęconych?
Ks. Infułat: Na początku było nas osiemnastu. Dziewięciu zostało wyświęconych. Trzech kolegów już zmarło. Obecnie jest nas sześciu, którzy przeżywamy złoty jubileusz kapłaństwa.
Ks. Rafał: Po latach formacji przyszedł moment święceń. Na obrazku prymicyjnym umieścił Ksiądz słowa: „Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem”. Jakie one miały znaczenie wtedy, a jakie dzisiaj z perspektywy pięćdziesięciu lat?
Ks. Infułat: Myślę, że wybór tego cytatu był bardziej palcem Bożym, niż moją osobistą decyzją. Teraz, kiedy spoglądam wstecz, to widzę, jak te słowa się wypełniły, bo wszystko wykonywałem zgodnie z wolą Bożą. W sumie to mało kiedy moja wola godziła się z wolą Pana Jezusa. To Jemu jednak starałem się wszystko oddać i widzę, jak niekiedy „popychał” mnie do pewnych działań w historii mojego kapłaństwa. Tak naprawdę niewiele w moim kapłaństwie jest zasługi ludzkiej. Wyłącznie Jezus posługiwał się moimi ustami, rękoma, pomysłami.
Ks. Rafał: Szafarzem święceń Ks. Infułata był biskup gdański Lech Kaczmarek. Często w naszych rozmowach wraca jego osoba. Czego Ksiądz nauczył się od Biskupa Lecha?
Ks. Infułat: Przede wszystkim był Biskupem ogromnej gorliwości. Troszczył się o Kościół i ludzi. To był charakterystyczny rys jego osobowości.
Ks. Rafał: Biskup Lech Kaczmarek posyła młodego Ks. Henryka na pierwsze placówki duszpasterskie. Najpierw parafia w Przywidzu. Następnie parafia św. Michała Archanioła w Sopocie. Ostatnią parafią wikariuszowską będzie kościół świętych Apostołów Piotra i Pawła w Gdańsku Jelitkowie. Wiem z naszych rozmów, że niektóre znajomości z tamtych lat przetrwały do dzisiaj. Można zatem wnioskować, że ta posługa była owocna. Z drugiej strony to czasy głębokiego komunizmu. Jak wyglądała wtedy praca duszpasterska, jakie były trudności, a może co było wtedy łatwiejsze?
Ks. Infułat: Wyzwań było wtedy bardzo dużo. Najwięcej czasu pochłania katechizacja w parafii. Religia odbywała się w salkach. Miałem trzydzieści godzin religii tygodniowo. Często musiałem dojeżdżać. W Przywidzu były aż cztery punkty katechetyczne. Wieczorami zaś kwitło życie duszpasterskie – spotkania z grupami młodzieżowymi i studenckimi. Parafia była centrum mojego życia.
W zasadzie nie było możliwości odziaływania w innych środowiskach niż Kościół. Choć rządy komunistyczne walczyły z Kościołem i trudności zewnętrznych było wiele, to muszę przyznać, że ludzie chętniej wtedy słuchali. Większy był autorytet księdza, biskupa, papieża. Mniej było krytyki, a dużo życzliwości, szacunku i poszanowania.
Ks. Rafał: Po krótkim czasie, zaledwie pięć i pół roku kapłaństwa Biskup Kaczmarek posyła Księdza Henryka jako proboszcza do parafii w Marzęcinie. Jest marzec 1980 roku. Z jakimi zadaniami musiał się Ksiądz tam zmierzyć?
Ks. Infułat: Pierwszym moim zadaniem była organizacja katechezy. Oprócz salki na plebanii, jeździłem do kaplicy w Kępkach (był to budynek dawnej kuźni, warunki pracy były bardzo trudne) i do Gozdawy, gdzie uczyłem religii w domu prywatnym. Po tak zwanym sierpniu 1980 roku można było myśleć o budowie salek katechetycznych. Pojawiła się jednak propozycja, żeby przenieść religię z byłej kuźni do sali w szkole. To pomieszczenie było ogrzewane, więc warunki dla dzieci bardzo by się poprawiły. O moich planach dowiedział się jednak Wydział Wyznań w Elblągu. Przyjechał do mnie jego przedstawiciel, który całkowicie odrzucił moje zamierzenia. Wtedy wpadłem na pomysł, żeby zaprowadzić go i pokazać mu w jakich warunkach dzieci muszą się uczyć. To go chyba skruszyło i dał mi zgodę na znalezienie ziemi w okolicy i budowę domu katechetycznego i kościoła. Wielką życzliwością wykazał się sołtys Gozdawy, który ofiarował ziemię. Mobilizacja ludzi była ogromna. Zaledwie w przeciągu pół roku wybudowaliśmy dom, który jest obecnie kaplicą dojazdową parafii w Marzęcinie.
Ks. Rafał: Czy lubi Ksiądz Infułat wracać w tamte strony czy raczej to już rozdział zamknięty?
Ks. Infułat: Około cztery razy w roku odwiedzam tamte okolice. Lubię wspominać moją pracę w Marzęcinie. To był bardzo piękny czas. Parafianie byli bardzo zaangażowani. W skład Rady Duszpasterskiej wchodzili przedstawiciele każdej wioski. Naprawdę im zależało na tworzeniu żywej wspólnoty wiary.
Ks. Rafał: Przychodzi grudzień 1987r. Kolejny już biskup gdański Tadeusz Gocłowski, wręcza nowy dekret. Posyła Księdza Infułata do parafii św. Ignacego w Gdańsku na Starych Szkotach. Parafia była wtedy terytorialnie dużo większa niż obecnie. Kościół – choć jest perłą architektury barokowej – wymagał ogromnych nakładów. Zaś z protokołów wizytacyjnych możemy wyczytać, że poważnym problem wśród wielu parafian był alkoholizm. Ten ogrom zadań niejednego człowieka mógłby przerazić. Jak Ksiądz Infułat zmierzył się z tą nową funkcją?
Ks. Infułat: Przede wszystkim ksiądz arcybiskup Tadeusz znając moje doświadczenie budowlane wskazał jako priorytet moich działań budowę domu katechetycznego. Parafia się wtedy powiększała, a ze strony władz komunistycznych nie było mowy o zgodę na budowę nowych kościołów. Dlatego już w marcu przystąpiliśmy do budowy. Skończyliśmy ją w roku 1992. Wtedy dochodziły do mnie głosy, że to niepotrzebny budynek, skoro religia wróciła do szkół. Rzeczywistość okazała się jednak inna. W domu parafialnym znalazł siedzibę Caritas, który prowadzi świetlicę terapeutyczną. Regularnie w tygodniu spotyka się pięć grup młodzieżowych. Jest to miejsce dla prób muzycznych naszego chóru, czy zespołu Cantus Dei. Na Eucharystiach i liturgiach gromadzi się sześć wspólnot neokatechumenalnych. Można więc śmiało powiedzieć, że dom w pełny sposób jest wykorzystywany do celów duszpasterskich.
Ks. Rafał: Niewiele osób chyba pamięta, jak rozległa była kiedyś nasza parafia.
Ks. Infułat: Zgadza się. Proszę sobie wyobrazić, że parafia św. Ignacego obejmowała terytoria dzisiejszych parafii: św. Jana Bosko na Oruni, św. Jadwigi na Oruni Górnej, św. Kingi w Kowalach, św. Ojca Pio na Ujeścisku, św. Edyty Stein, św. Jana Pawła II. Także parafia św. Judy Tadeusza na Łostowicach została wydzielona z naszego terytorium. Dzisiaj ten obszar jest już zdecydowanie mniejszy. Duża zmiana nastąpiła także w 2001 roku. Całą Polskę, jak i Gdańsk nawiedziły ogromne ulewy i powodzie. Dolna część naszej parafii została zalana. Wielu ludzi straciło swoje domy i zostało przeniesionych w inne części Gdańska. Wtedy ludność w parafii zmieniła się o około 50%.
Ks. Rafał: Jakie wydarzenia najbardziej zapadły Księdzu Infułatowi w pamięci?
Ks. Infułat: Bardzo mocno przeżyłem peregrynację obrazu Matki Bożej Częstochowskiej w 1988r. Od 1989r. zainicjowałem w parafii nabożeństwo do Matki Bożej Nieustającej Pomocy i pierwsze soboty miesiąca. W 1997r. nawiedziły nas relikwie św. Wojciecha. W 2000r. przeżyliśmy w parafii Rok Jubileuszowy. W 2001r. gościliśmy kopię obrazu Jezusa Miłosiernego. Oczywiście odbywały się także pielgrzymki do wielu sanktuariów w Polsce i za granicą. Organizowano półkolonie dla dzieci, wakacje z Bogiem. To mnie zawsze bardzo radowało, że w naszej parafii działa żywo tak wiele wspólnot i jest tak dużo różnych inicjatyw.
Ks. Rafał: Obserwujemy teraz kryzys powołań, m.in. do kapłaństwa. Co może ksiądz, jako doświadczony kapłan, powiedzieć/ doradzić młodemu człowiekowi, który zastanawia się nad wybraniem tej drogi?
Ks. Infułat: Myślę, że powinien pójść za głosem powołania, nie obawiać się trudności, hejtu dotyczącego Kościoła i kapłaństwa, ale z odwagą podjąć to powołanie głoszenia Ewangelii i zbawiania ludzi. Jezus Chrystus został nam dany przez Boga dla naszego dobra doczesnego i wiecznego. Bez Jezusa życie ludzkie byłoby jeszcze większym piekłem, niż jest teraz gdy ludzie walczą z Chrystusem .
Ks. Rafał: Na zakończenie. Jak w jednym zdaniu podsumuje Ksiądz 50 lat swojego kapłaństwa?
Ks. Infułat: Był to czas wymagający dużego zaangażowania i poświęcenia, z którego jestem zadowolony, bo wszystko czyniłem dla dobra i chwały Bożej oraz pożytku ludzi.
Ks. Rafał:Bóg zapłać Księże Infułacie za rozmowę. Niech Maryja, Matka Kapłanów, ma Księdza w swojej opiece i wyprasza wszelkie potrzebne łaski na każdy dzień życia. Szczęść Boże!